W tą sobotę wybór był zaskakująco trudny, gdyż w ostatnim tygodniu działo się naprawdę sporo 😨.
PS: w tekście na końcu znajduje się mały bonusik, mamy nadzieje że się uśmiechniecie 😊
W tą sobotę wybór był zaskakująco trudny, gdyż w ostatnim tygodniu działo się naprawdę sporo 😨.
PS: w tekście na końcu znajduje się mały bonusik, mamy nadzieje że się uśmiechniecie 😊
Zacznijmy od tematu Message Brokerów. Jeszcze parę lat temu, RabbitMQ był de facto standardem jeśli chodzi o kolejki wiadomości – jeżeli chciałeś użyć czegoś innego, prawdopodobnie miałeś bardzo niszowe potrzeby (np. bezbrokerowy ZeroMQ) albo chciałeś skorzystać z tego co udostępniała Twoja chmura obliczeniowa. Od pewnego czasu mam wrażenie, że to Kafka stała się “rozwiązaniem domyślnym”, zwłaszcza w świadomości ludzi którzy nie muszą podejmować decyzji architektonicznych (PDK: Nie wpisujcie Kafki do CV jeśli Wasz jedyny kontakt z nią to patrzenie przez plecy jak kolega stawiał klaster – to będzie pierwsza rzecz o którą rekruter zapyta ) . Nie zrozumcie mnie źle, Kafka to niesamowity kawałek technologii, ale przed “zcommitowaniem się” na nią lepiej przemyśleć własne potrzeby i zrobić sobie analizę porównawczą z innymi rozwiązaniami, choćby i właśnie Rabbitem .
Artykuł Lovisy Johnsonn jest bardzo dobrym skontrastowaniem tych dwóch gigantów, zwracającym uwagę na większość dzielących je różnic. Dlatego nawet jeśli dzisiaj nie jeszcze nie jest Ci ta wiedza potrzebna, warto choćby omieść tekst wzrokiem i zapisać go gdzieś na później. Pomimo tego, że Lovisa jest komercyjnie związana z RabbitMQ, to prezentowane przez nią porównanie w bardzo merytoryczny sposób prezentuje zalety i wady każdego z rozwiązań.
Przy okazji pamiętajcie, że tak jak Kafka nie powinna być jedną kolejką jaką masz w swoim arsenale, tak przy wszystkich swoich zaletach nie powinna być też używana jako baza danych (są ku temu dobre powody, możecie je znaleźć choćby w tym artykule). O ile czasem każdego ponosi fantazja do “kreatywnego użycia istniejącej technologii”, to za starymi, dobrymi RDBMSami stoi lata doświadczeń i kompromisów, które świetnie prezentuje np. Martin Kleppmann w swoim klasycznym już wystąpieniu.
Temat Elastic i zmiany przez niego licencji na SSPL, prezentowany przez nas już w poprzednią sobotę, w dalszym ciągu rozgrzewał do czerwoności i prowadził do masy dyskusji – także w polskim internecie na powiązanych z programowaniem grupach. Z jednej strony, znaleźli się tacy którzy decyzji Elastica bronili, naprzeciwko nim pojawiali się jednak sugerujący, że Elastic jest po prostu korporacją. Korporacją nie taką znowu biedną, więc przypięta łatka “TheBigTech bije w małych graczy” jest trochę nieuczciwa.
Bardzo ciekawym zwrotem akcji całej sytuacji był z pewnością moment kiedy to Amazon zdecydował się sforkować ElasticSearcha. Pamiętacie, jak tydzień temu dzieliliśmy się artykułem który stwierdzał, że ciągłe forkowanie jest rakiem Open Source? Nie sądziłem że tak szybko będzie można przytoczyć go ponownie, 2021 zaczął się jednak dość śmiesznie.
Nie chcę tutaj symetrystycznie stwierdzać, że “prawda leży pośrodku”, ale bardzo polecam lekturę dodatkowego tłumaczenia opublikowanego przez Elastic. Dodatkowo, warto przypomnieć, że na bardzo podobny ruch parę lat temu zdecydowało się MongoDB. Ten artykuł udowadnia, że raczej tego nie żałują – od czasu swojej kontrowersyjnej decyzji ich wartość giełdowa podwoiła się.
Jest to według mnie najciekawszy news tygodnia, który to chyba nie przebił się do ogólnej świadomości na poziomie który zasługuje. Dlatego też zdecydowałem się poświęcić mu trochę miejsca w naszym podsumowaniu.
IPFS to rozwinięcie od The InterPlanetary File System. Nazwa brzmi buńczucznie, ale w zasadzie dobrze oddaje założenia tego protokołu – jest to zbudowany na zasadzie Peer-to-Peer odpowiednik takiego Dropboxa/Google Drive. Ma on dwie główne zalety: konsystentne adresowanie (każdy umieszczony plik ma swój identyfikator pozwalający na jego znalezienie w ramach sieci) oraz zdecentralizowanie – wspomniany już plik z unikalnym identyfikatorem może równocześnie znajdować się w wielu miejscach naraz. Efektem jest fakt, że bardzo trudnym staje się usunięcie raz umieszczonych tam materiałów. Całość działa przy użyciu tak zwanych DTH (Distributed Hash Tables), podobnie jak np. torrenty czy uczelniany DC++ (AGH, pamiętamy!). Jeśli czujecie, że potrzebujecie więcej szczegółów technicznych, możecie znaleźć je tutaj.
Idąc dalej – skoro przy użyciu IPFSa da się umieścić w takim “alternatywnym internecie” pliki, da się tam również wrzucić strony internetowe. Tak zrobiła np. Katalonia podczas organizacji referendum mającego na celu odłączenie się od Hiszpanii (szczegóły techniczne rozwiązania znajdziecie np. pod tym linkiem), dzięki czemu rząd w Madrycie nie był w stanie informacji o jego terminie usunąć (a próbował to robić aktywnie np. poprzez odwiedziny policji u dostawców internetu, które to wywołały wtedy spore kontrowersje). Przeglądanie stron udostępnionych poprzez IPFS wymagało jednak w dalszym ciągu sporej wiedzy, przez co było to do niedawna rozwiązanie przeznaczone wyłącznie dla bardziej zaawansowanych technicznie użytkowników.
Ruch Brave zmienia to diametralnie. Jako pierwsza mainstreamowa przeglądarka (a w zasadzie druga, po mobilnej Operze) zdecydowali się udostępnić dostęp do stron opartych na
IPFS out-of-the-box. Próg wejścia do zasobów tam umieszczonych staje się więc o wiele niższy, teraz tylko musimy poczekać jak internetowa społeczność te nowe możliwości wykorzysta. Ciężko o lepszy timing, biorąc pod uwagę kontrowersje związane z Parlerem z poprzednich tygodni.
A jak już o Parlerze mowa….
… i z miejsca stał się najbardziej dyskutowanym miejscem polskiego internetu. I tym, co wspomnianą rozmowę napędzało była nie tyle “siła” samego pomysłu, ale to jak technicznie trzymał się na ślinie. Czego tam nie było – wycieki haseł dostępowych, skopiowane “na żywca” Terms of Service Facebooka, możliwość podszywania się pod innych użytkowników poprzez prostą edycję HTMLa. Nie będziemy wchodzić w szczegóły, więksi od nas (np. lub aszdziennik) opisali cały ten cyrk na kółkach ze wszystkimi szczegółami, ale czuliśmy, że bez choćby wspomnienia o tym kuriozum nasza “sobota” byłaby niekompletna.
Jako, że portal powstał jako bezpośrednia odpowiedź na usunięcie z ich chmury przez Amazon portalu Parlera (też mającego zresztą swoje problemy z zapewniem prywatności użytkowników), mamy jedną sugestie – jakby ktoś kiedyś (korzystając z wolności i anonimowości jaką portal obiecuje dawać) planował zamach stanu na Albicli… chyba są do tego lepsze miejsca w sieci.