Nowa edycja jest trochę spóźniona, ale mam nadzieje, że treść Wam to trochę wynagrodzi. Będzie bowiem o Digital Market Act, wiszącym nad Copilotem pozwem, a również o Elonie… no bo w końcu musiałem również dołożyć swoje trzy grosze do dyskusji 🤷♂️
Dzisiaj mocno nam się obsunęła edycja, ale na moje usprawiedliwienie:
I nie, nie dzieje się nic poważnego, po prostu #zlobek. Kto wie ten wie 🥲
Ale wreszcie udało nam się opanować sytuację, więc przyjrzyjmy się, co ciekawego wydarzyło się w ostatnim tygodniu.
1. Digital Markets Act wchodzi w życie
Zacznijmy od Unii Europejskiej (dawno jej nie było, prawda). Wraz z początkiem listopada w życie wszedł bowiem długo oczekiwany Digital Markets Act, wycelowanego w szeroko rozumiane “The Big Tech” i mająca przełamać ich monopole. O całej sprawie było bardzo głośno, gdy takowy był głosowany, ale w związku z tym, że temat Elona Muska i Twittera przejął wszystkie nagłówki. O DMA jest bardzo cicho, a szkoda – mowa tutaj o prawdziwej rewolucji, która jeśli zostanie odpowiednio przeprowadzona, mocno wywróci świat technologii.
DMA wprowadza koncept tak zwanych Gatekeeperów, czyli dużych podmiotów, które ze względu na swoje rozmiary mają zdolność utrudniania mniejszym graczom wejście w rynek. Stanowią one rozszerzenie klasycznego terminu monopoli – w odróżnieniu od takowych, Gatekeeperzy nie muszą być pojedynczym graczem na rynku. Przykładowo, mimo że np. taki iMessage może nie mieć znaczącej pozycji jeśli chodzi o procent użytkowników rynkowych, to jednak w dalszym ciągu może spełnić kryteria Gatekeepera. Termin więc jest dość mocno niedoprecyzowany, a przez to rozszerzalny – podobnie jak ma to miejsce w przypadku wcześniej ustalonego przez Unię Europejską GDPR. Pełną listę Gatekeeperów doczekamy się wiosną, a firmy będą miały pół roku na dopasowanie się do wytycznych. Realnie więc pierwszych efektów DMA należy spodziewać się w drugiej połowie roku.
Jakie to będą efekty? Na celowniku znalazły się między innymi komunikatory. Jak podaje Parlament Europejski, duzi dostawcy będą musieli otworzyć się i współpracować z mniejszymi platformami komunikacyjnymi. Kompatybilność miałaby zostać zachowana w podstawowych funkcjonalnościach jak wymiana wiadomości, wysyłanie plików lub prowadzenie rozmów wideo. Biorąc jednak pod uwagę, jak bardzo nakręcony został w 2022 problem „cyfrowego wykluczenia” posiadaczy zielonych dymków przy już istniejącej kompatybilności iMessage z Androidem, obawiam się że to akurat nie będzie miało większego realnego przełożenia na transfer użytkowników.
Znacznie więcej obiecuje sobie po drugie z dużych nowości to wymuszenie na platformach wpuszczenia zewnętrznych sklepów, a także wgrywania aplikacji “bokiem”. Do niedawna stwierdziłbym, że na szansę na jakikolwiek sukces inicjatywy są małe, ale coraz częściej przebąkuje się o tym, że Apple rzeczywiście wprowadzi w swoich telefonach USB-C… piekło więc chyba powoli zamarza i możliwe, że pojawił się odpowiedni nastrój polityczny na bardziej zdecydowane ruchy.
Źródła
- Europe prepares to rewrite the rules of the Internet
- One trick Apple uses to make you think green bubbles are “gross”
Zainstaluj teraz i czytaj tylko dobre teksty!
2. Czy sąd będzie procedował nad legalnością Github Copilot?
A kontynuując tematy prawniczo-licencyjno-regulacyjne, docieramy do GitHub Copilota. Stworzona przez OpenAI usługa wypluwa podpowiedzi oparte o oprogramowanie otwarto-źródłowe. Open-Source jednak Open-Source nie równy. Myślę, że nie muszę nikomu tłumaczyć iż sam fakt, że jakiś kod został upubliczniony, nie upoważnia do użycia takowego w dowolnym wybranym kontekście. Zapisy licencji są zwykle dość szczegółowe, ale kiedy większość z nich była tworzona, generowanie pochodnego kodu przez modele AI było raczej pieśnią przyszłości. Takowa jednak nadeszła, i cała przestrzeń mocno się nam pokomplikowała. Ani bowiem dotychczasowe zapisy licencyjne, ani istniejące reguły prawa autorskiego nie regulują całość w sposób wystarczająco precyzyjny.
O ile w Europie, tak jak w przypadku DMA, przygotowane będą zapewne odpowiednie regulacje, tak w Stanach postanowiono wykorzystać nieco inny mechanizm. Ichniejsze sądy mają bowiem władzę nie tylko – nomen omen – sądowniczą, ale również ich wyroki stają się obowiązującym prawem. Jest to potocznie (i nieco nieprecyzyjnie) określane jako prawo kazusu i grupa programistów pod przywództwem Matthewa Buttericka (który oprócz pisania kodu posiada również wykształcenie prawnicze) postanowiła z niego skorzystać. Na ten moment trwają przygotowania do procesu i zbierany jest materiał dowodowy. Całość (jeśli dojdzie do wniesienia oskarżenia) będzie miała dalekosiężne skutki – to właśnie od jej wyniku zależeć może dalszy kierunek tego, w jaki sposób uczone są modele AI.
Osobiście spodziewam się, że tego procesów będzie tylko więcej, bo też temat generatywnego AI nie chce umrzeć i wyraźnie nie jeszcze się nikomu nie znudził (choć ostatnimi czasy został nieco przykryty przez ekscesy Elona Muska, do których jeszcze zaraz wrócimy). Takie na przykład Dall-E 2 bardzo długo posiadało waitliste, której następnie się pozbyli, by ostatecznie w zeszłym tygodniu oficjalnie podzielić się ze światem Publiczną Betą. Jej najciekawszym aspektem jest udostępnienie całego modelu po API, dzięki czemu wreszcie możliwe będzie zintegrowanie Dall-E z rozwiązaniami zewnętrznymi.
Przyznam, że sam od dawna używam konkurencji (#TeamMidjourney) do generowania grafik zarówno do moich Weekly (w tym dzisiejszego, majestatycznego pieseła sprawiedliwości), jak i w celu ubarwienia artykułów trafiających do vived.io, i realnie jestem w szoku, jak szybko technologia weszła pod strzechy. A biorąc pod uwagę, że również Stable Diffusion rozwija się w jakimś zupełnie chorym tempie (dość przywołać filmik Two Minute Papers Stable Diffusion Is Getting Outrageously Good! 🤯) podejrzewam, że najlepsze przed nami. To sugerowałby również wywiad z Emadem Mostaque, założycielem Stability AI. W podcaście Hard Fork New York Times pozuje na nowego Steve Jobsa, ale równocześnie kreśli bardzo szerokie plany wobec swojego projektu i śmiałe wizje napędzanej przez AI rewolucji.
Źródła
- Maybe you don’t mind if GitHub Copilot used your open-source code without asking
- Stable Diffusion Is Getting Outrageously Good!
Zainstaluj teraz i czytaj tylko dobre teksty!
3. A na koniec… Pan Musk i jego wybryki
I nie, nie zamierzam Elona jakoś bardzo bronić – to, co dzieje się w Twitterze to jest jakiś cyrk medialny i typowy pokaz siły. Kiedy słyszę o tym, że setki pracowników Twittera kolanem dopychali nowe funkcje na produkcje, tylko po to, żeby zostać bezceremonialnie zwolnienie, przypomina mi się klasyczny już tweet:
Biorąc to jednak wszystko pod uwagę i okraszając faktem, że bronienie Elona w obecnej sytuacji to swoisty brak instynktu samozachowawczego:
to jednak mam dwa komentarze. Po pierwsze, jak zwykle ciekawą perspektywę na całość rzuca David Heinemeir Hansson, przypominając o tym, że powrót Steve Jobsa do Apple okupiony został zwolnieniem ponad czterech tysięcy ludzi. Po drugie zaś, mam straszny ubaw z tego, jaki popłoch wywołała próba weryfikacji produktywności programistów poprzez drukowanie przez nich kartek z ostatnimi zmianami kodu źródłowego. Uwierzcie mi, mam świadomość, że czasem tydzień siedzi się nad projektem, żeby wprowadzić w nim naprawdę minimalne zmiany – sam w ten sposób inwestygowałem np. system Legacy (z czego zresztą wyszła mi chyba nienajgorsza opowieść). Uwierzcie mi jednak, że nawet w takich momentach powstawały inne artefakty, pokroju dokumentacji albo RFC. Tego typu okresy to dodatkowo były to raczej wyjątki, nie reguła. Jestem skłonny powiedzieć, że jeśli ktoś pracuje jako programista i przez wydłużający się okres nie wprowadza żadnych zmian do systemu (a tym właśnie jest de facto kod – jakąś zmianą w systemie), to jego manager powinien chociaż temat zgłębić. A że w branży do niedawna dynamika siły była taka, że właściwie nie zwracało się nikomu o nic uwagi, bo a nuż się obrazi… to już trochę inna para kaloszy 😉.