Dzisiaj będą wyniki finansowe Big Techów, powieje więc trochę mrozem… głównym tematem pozostaje jednak przyglądnięcie się temu, jak pasjonaci dokonują wstecznej inżynierii gier naszego dzieciństwa.
1. Wyniki finansowe Big Tech wyjaśniają ostatnią fale zwolnień
Przyszedł czas ogłoszeń wyników kwartalnych za Q4 2022 i przyznam, że jak zwykle traktuje takowe jako ciekawostkę, to tym razem byłem szalenie zaintrygowany, co też pokażą BigTechy. Wielu komentatorów twierdziło bowiem, że ostatnia spora fala zwolnień była mocno antycypacyjna w stosunku do tego, co zobaczymy w księgach rachunkowych. Do tej pory mogliśmy jednak co najwyżej spekulować, teraz karty są na stole i niestety – pokazują, że sporo obaw znalazło swoje potwierdzenie.
Zacznijmy od Alphabetu, którego zyski spadły o 34% kwartał do kwartału, co pokazuje jak mocno AdTech (no bo nie kłammy się, z punktu biznesowego tym właśnie jest Google) obrywa w świecie rozpędzającej się recesji. Przychody spadają, a wzrost firmy w Q4 to zaledwie 1% rok do roku. Dochodzimy do takich kuriozów, że najszybciej rozwijającą się gałęzią Google jest… Granural, kupiona przez nich spółka ubezpieczająca firmy przed zbyt wysokimi kosztami opieki medycznej pracowników.
Lećmy dalej. U Amazonu sytuacja (przynajmniej powierzchownie patrząc) jest jeszcze gorsza niż Google – ostatni kwartał roku to co prawda większy wzrost (9% rok do roku), jednak okupiony spadkiem zysków (z 14 miliardów do zaledwie 0.3 miliarda rok do roku). Poza tym nie znajdziemy tam za wiele interesującego, po prostu dobre wyjaśnienie zwolnień z ostatniego kwartału.
Ciekawiej wygląda sytuacja w Meta, w której ogłoszenie wyników kwartalnych wiązało się ze wzrostami wycen spółki o 20%. Czy wyniki są aż tak dobre? Co prawda przychody spadły wyłącznie o 4%, ale zysk już o połowę rok do roku. Co więc sprawiło taką a nie inną reakcję giełdy? Otóż firma zapowiedziała, że wykorzysta zalegający jej w skarbcu kapitał (bo pomimo wszystkich problemów, nie zapominajmy że BigTechy śpią na pieniądzach) na skup swoich akcji z rynku za sumę 40 miliardów dolarów. Jest to więc kolejny ukłon w stronę inwestorów, podobnie jak zapowiedzi „roku efektywności”, co przewinęło się przez usta Marka Zuckerberga. Czym będzie objawiać się owa efektywność, pewnie przekonamy się już niedługo. Pewnie nie należy się (zgodnie z przewidywaniami z poprzedniego tygodnia) spodziewać dużych wzrostów w projekcie Metaverse – ten wykazał bowiem prawie 5 miliardów operacyjnych straty w kwartał.
To tak kończąc tą paradę płaczu i zgrzytania zębów, spójrzmy na Apple, ta firma jest bowiem zawsze w końcu skowronkiem dobrej nowiny i pewnie wprowadzi do tego przeglądu trochę optymizmu.
Również Apple mocno oberwało w Q4, zaliczając najgorszy kwartał od 2016 roku. Po raz pierwszy od dawna (a konkretnie od 2019) firma skurczyła się rok do roku. Winę za to ponosi gorsza sprzedaż hardware: iPhone (aczkolwiek w znacznie mniejszym stopniu niż np. Samsung), komputerów i innych gadżetów. W tej kategorii rok do roku urósł tylko iPad. Jak zwykle też wzrost zaliczyły usługi, a sama firma pochwaliła się zawrotną liczbą dwóch miliardów aktywnych urządzeń. Firma zaczęła ostatnio agresywnie wymuszać powroty do biur, ciekawe, czy możemy spodziewać się dalszych ruchów ze strony firmy, która jako jedyna z wymienionych graczy nie ogłosiła masowych zwolnień, jako „bezpieczna przystań” może więc pozwolić sobie na agresywniejsze ruchy od konkurencji w tym temacie.
Jak widzicie, to nie był dobry kwartał i pewnie wiele firm będzie szukało w 2023 nowych sposobów generowania zysków albo czekają nas dalsze „optymalizacje”. W końcu taki Twitter (który wynikami kwartalnymi jako prywatna firma już dzielić się nie musi, a byłyby ciekawe) zapowiedział, że dostęp do jego API stanie się płatny, co sprawiło że internetowa społeczność przejechała się po przedsiębiorstwie walcem. Aczkolwiek podejrzewam, że oni tam w Twitterze to już akurat są pewnie jak z teflonu i wszystko po nich spływa.
Źródła
- Meta Revenue Falls 4% in Q4 as Facebook Hits 2 Billion Daily Users, Stock Pops 20%
- Google’s fastest-growing business is insuring companies against their workers’ health
- Google struggled to grow over the holidays despite ‘great momentum’ on YouTube and Pixels
- Twitter to end free access to its API in Elon Musk’s latest monetization push
- Apple cracking down to enforce its RTO policy
Zainstaluj teraz i czytaj tylko dobre teksty!
2. Co nam daje inżynieria wsteczna starych gier?
Ta sekcja będzie ciekawa pewnie głównie dla mnie i innych fanów gier Nintendo – patrząc jednak na ilość sprzedanych egzemplarzy Nintendo Switch, myślę że jest nas całkiem sporo.
Zacznijmy od ogłoszenia – na GitHubie pojawił się w pełni działający kod źródłowy Legend of Zelda: The Link to the Past, wydanego oryginalnie na konsole Super Nintendo. Wprawdzie temat nie jest nowy (kod na GitHubie ma już trzy miesiące), ale całość została opisana przez NeoWin – jeden z dużych portali technologicznych, skąd trafiła na nagłówki takich publikacji jak Kotaku czy Nintendo Life. Tam zaś podchwyciła go już stricte-technlogiczna część internetu. „Nowy” Link to the Past jest napisany w C, a całość zamknęła się w zaskakująco sporej ilości 80 tysięcy linii kodu.
Co w ogóle daje nam dostęp do kodu portu? W końcu używając ROM-u, takie „Legend of Zelda: The Link to The Past” można bezproblemowo uruchomić na dowolnym urządzeniu posiadającym emulator? Otóż okazuje się, że istnieje masa opcji na ulepszenie gry, takich jak możliwość obsługi ekranów Widescreen, dodanie filtrów graficznych, mapa z większą ilością detali czy szybsze czasy ładowania. Istnieje też możliwość naprawienia niektórych bugów oryginału (choć tu gra i tak była mocno wypolerowana) oraz stworzenie „natywnych”, nie emulowanych wersji konsolowych. Taka np. PlayStation Vita pełna jest portów gier, które nigdy na nie zostały na nią oficjalnie wydane. Legalność tego typu projektów też jest zaskakująca – o ile nie używają one oficjalnych „assetów” z gry (z doświadczenia – taka np. Sonic Mania na Vitę wymaga od gracza posiadania pełnej wersji na inną platformę), to w zasadzie trudno jest się do czegoś przyczepić.
A jak już w temacie Reverse Engineeringu jesteśmy, to będę miał dla Was jeszcze dwie ciekawe publikacje. Po pierwsze (znowu lecąc trochę prywatą) jestem użytkownikiem czytnika Kindle, dlatego kiedyś interesując się nieco tematem wpadł mi w łapy tekst opisujący, w jaki sposób udało się rozebrać na czynniki pierwsze Whispersync, czyli protokół przesyłania ebooków stworzony przez Amazon na potrzeby urządzenia. Tekst Reverse engineer whispersync przeprowadzi Was krok po kroku przez ten proces, przedstawiając konkretne narzędzia i komendy podczas niego użyte.
A jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Reverse Engineeringu jako takiego, jak zwykle w takich bardziej ogólnych tematach odsyłam do publikacji Computerphile, która w przystępnym wideo dobrze pokrywa temat.
Źródła
- snesrev/zelda3
- Unofficial Link to the Past PC port is a reverse-engineered gem
- Reverse engineer whispersync
- Reverse Engineering – Computerphile
Zainstaluj teraz i czytaj tylko dobre teksty!
3. Czy będziesz płacić za ChatGPT?
Przepraszam, nie mam wyjścia 🤷♂️. Jak co tydzień „dzieje się”.
Po pierwsze, ChatGPT dostał wreszcie model biznesowy, a dokładnie cennik za tak zwany ChatGPT Plus. Wbrew początkowym zapowiedziom, nie ma tu jednak mowy o 42, a zaledwie 20 USD. Co za tą cenę dostaniemy? Tak naprawdę głównie lepsze Quality-of-Life – wszyscy, którzy regularnie używają ChatGPT wiedzą, że dostęp do narzędzia bywa nieprzewidywalny i czasem wpada się w kolejkę. Takie zachowanie jest może ok w momencie, gdy ChatGPT chcemy się tylko pobawić, ale jeśli chcemy uczynić z niego istotniejszy fragment naszego workflowu, staje się to nieco mniej przyjemne. W przyszłości ma się też pojawić szybszy dostęp do nowych funkcjonalności.
To zresztą nie jedyne nowości pokazane przez OpenAI. Firma opublikowała też autorski detektor, pozwalający wykrywać utwory stworzone przez AI. Takich narzędzi jest już kilka, swego czasu głośna była historia studenta Princeton, Edwarda Tiana, który stworzył podobne narzędzie, ale wydawało się, że po narzędziu stworzonym przez twórców ChatGPT można było spodziewać się pewnej przewidywalności. Okazuje się jednak, że w świecie Wielkich Modeli przewidywalność nie jest czymś łatwym do osiągnięcia. Badacze zaczęli testować narzędzie i taki np. „Macbeth” Shakespeare’a został uznany za napisanego przynajmniej częściowo przez AI.
ChatGPT już może się poszczyć tytułem aplikacji, która najszybciej w historii uzyskała zawrotne 100 milionów użytkowników, ale OpenAI się jednak nie zatrzymuje. Jak donosi Semafor, firma zatrudnia około 1000 podwykonawców z Europy Wschodniej oraz Ameryki Łacińskiej do labelowania fragmentów kodu źródłowego, co ma pomóc projektowi jeszcze lepiej zastępować programistów. Można się zatem spodziewać, że kolejne wersje GitHub Copilata (posiadającego te same internale co ChatGPT) będzie jeszcze lepsza.