Cześć! Dzisiaj już w trybie trochę urlopowym, zamiast trzech osobnych tematów mamy jeden, z gatunków trochę lżejszych (a jeśli nie lżejszych, to przynajmniej mniej-technicznych). W sam raz do wieczornego piwka po dobrym grillu 🍻
No, i stało się. Jeśli nic tej transakcji nie zablokuje, Elon Musk kupuje Twittera. No cóż, przyznam, że do końca nie wierzyłem, że to się wydarzy i posądzałem największego trolla internetu o po prostu o kolejną internetową kaskaderkę.
To jest dość urokliwa kombinacja, gdy największy shitposter jest też równolegle najbogatszym człowiekiem świata (a według Forbesa, nawet w historii). Ciekawe czasy, w których zawsze przyjaciele życzyli nam żyć.
Transakcja opiewać ma na 44 miliardy dolarów, co oznacza 38% więcej niż wycena giełdowa w momencie złożenia oferty. Co ciekawe, informacja, że całość ma być pokryta częściowo pożyczką bankową pod zastaw akcji Tesli doprowadziła do sporego spadku wartości tej ostatniej, ale kurs już z powrotem zaczął odbijać. Jeżeli jesteście ciekawi, jak całość przebiegała za kulisami, bardzo polecam publikacje z newslettera Platformer, którego autor, Casey Newton, dotarł do pracowników i dowiedział się, jak temat dyskutowany jest za kulisami, a także jak wyglądały poszczególne kroki przejęcia.
Musk zapowiada – a ma ku temu sporo okazji, nie tylko dzięki tweetom, ale również wystąpieniu na głównej scenie TED w zeszłym tygodniu – że dla platformy nadchodzi epoka zmian. Na razie wyraźnie wszyscy biorą sobie temat na przeczekanie. Przykładowo, w firmie zawieszono wszelkie prace produktowe, czekając na dalszy rozwój wydarzeń i kierunek, w którym będzie podążać platforma. Musk zapowiada bowiem znaczące cięcie kosztów, lepszą monetyzację platformy, a także “przywrócenie wolności słowa”. Co to ostatnie oznacza?
Podobno pod kierunkiem Elona Twitter ma być platformą znacznie bardziej zbalansowany światopoglądowo. Co jednak to oznacza, król internetu jeszcze nie do końca zapowiedział, wyraźnie jednak linia poparcia dla słów Muska przebieg po klasycznym podziale politycznym. Szeroko rozumiana lewica (bo to właśnie ta znalazła się pod ostrzałem Muska, wystarczy rzut oka na jego konto) zdaje się zakupu nienawidzić, za to zdaje się być znacznie bardziej łaskawo traktowany przez środowiska prawicowe – nawet prezydent Donald Trump pochwalił słowa Elona, ale zarzekł się że na Twitter nie wróci, skupiając się na swojej nowej platformie, Truth Social (której zaskakujący sukces zresztą też dodał Muskowi amunicji). Najlepszym jednak dowodem na to, jak problematycznym i “zawłaszczonym” terminem w 2022 jest “wolność słowa” jest to, że zarząd Twittera zaczął dość mocno się tłumaczyć przed reklamodawcami, że nowy właściciel nie zamierza zrobić z platformy miejsca rojącego się od rasistowskich czy anty-semickich wypowiedzi.
Nie tylko Truth Social zyskuje jednak ostatnio na popularności. Wydarzenia wokół zakupu okazały się być też paliwem dla platformy Mastodont, czyli otwartego, zdecentralizowanego klona Twittera. Jednym z podmiotów, które zdecydowały się na dołączenie do niej okazała się być Unia Europejska, która zresztą ostrzegła Elona, że jego definicja “wolności słowa” musi wpisywać się w zasady przyjęte w Europie, jeśli Twitter chce dalej działać na jej rynku.
To na końcu wątku twitterowego prywatna opinia. Od dłuższego czasu uważam, że Twitter jako platforma stał się zbyt ważny dla światowego dyskursu, by stać się prywatnym folwarkiem kogokolwiek. Uważam, że przejęcie go przez Muska (przy całym aspekcie komediowym tego wydarzenia, który kocham) jest krokiem w tył, ponieważ podskórnie boję się po doświadczeniach ostatnich lat “rich people with agenda”. Trzeba jednak przyznać, że działania Elona jeśli chodzi o samochody elektryczne, a zwłaszcza przemysł kosmiczny pokazały, że lubi sobie brać na plecy misję niemożliwe. A że coś trzeba z współczesnymi social media zrobić dla dobra nas wszystkich, udowadnia choćby ostatni viralowy esej Jonathana Haidta, który serdecznie polecam.
To jednak nie jedyna firma technologiczna o której było głośno w zeszłym tygodniu. Bardzo dużo dzieje się również u Netflixa. Ten podczas ostatnich wyników finansowych podał, że po raz pierwszy od ponad dekady zmniejszyła się jego baza subskrybentów. Dlaczego? Wszędobylski Elon ma swoją opinie, ale ja zrzuciłbym całość raczej na fakt, że konkurencja ze strony takiego HBO Max, Disney+ czy Apple TV+ (muszę oglądnąć Severance bo podobno jest rewelacyjne) robi się po prostu bardzo mocna. Dość, że doprowadziło to do giełdowego spadku 35% w jeden tylko dzień, a w Netlixie zaczęło się więc cięcie kosztów, masa produkcji (w tym, co ciekawe, tych z Bollywood). Jeśli ciekawi Was ramie producenckie Netflixa, The Hollywood Reporter opublikował ciekawy materiał przedstawiający, jakich zmian należy spodziewać się w najbliższych miesiącach bazując na wypowiedziach ludzi zza kulis wytwórni.
To jednak nie pierwsze spadki Netflixa – firma od czasu szczytów z października zeszłego roku straciła 70% na wartości, co podobno powoduje olbrzymi spadek morale wśród pracowników. Nie ma się temu co dziwić – w Dolinie Krzemowej bardzo popularnym modelem jest otrzymywanie dużej części wynagrodzenia w akcjach, a te jak widać mocno spadły. Jeśli dołożyć do tego olbrzymie różnice między pensjami wieloletnich pracowników, a tych nowo przyjmowanych (o czym zaczyna się sporo mówić), stawia to firmę w nieciekawej sytuacji.
A na końcu wrócimy jeszcze do już wspomnianej dzisiaj Unii Europejskiej. Jej komentarze do Twittera nie powstają w próżni i stanowią fragment szerszej strategii Europy wobec platform technologicznych. Kraje wspólnoty dogadały się bowiem na temat tego, jak będzie wyglądał w ostatecznej formie Digital Services Act, którego celem będzie uregulowanie działania wielkich platform cyfrowych na Europejskim rynku. Co się w nim zawiera?
Unia postanowiła zająć się min. tematem celowanych reklam. Te nie będą mogły targetować w oparciu o religie, etniczność, ale również wybierać sobie na cel osób niepełnoletnich. Zakazane mają być również techniki czarnego UX – aczkolwiek podejrzewam, że tutaj zdefiniowanie samego terminu będzie dużym wyzwaniem. Duże platformy cyfrowe będą musiały być też bardziej transparentne i pozwolić firmom audytujących oraz badaczom dostęp do swoich danych. Wspomniana transparencja przewija się również w najbardziej kontestowanym przepisie całej regulacji, czyli obowiązku upublicznienia zasad działania algorytmów przez nie używanych. Obowiązkowe ma być również udostępnienie użytkownikom wersji wolnej od profilowania, np. chronologicznej.
Pewne jest, że wymuszenie tej ostatniej zasady będzie naprawdę trudne. Unia nie jest pierwsza, podobne regulacje (dotyczące algorytmów wyszukiwania) nałożyła na Amazon choćby Australia, ale wprowadzenie wyroku w życie idzie jej jak po grudzie. Firma próbuje się obecnie z niego wymiksować i odmawia przekazania jakichkolwiek wartościowych informacji poza “algorytm dopasowuje najlepsze oferty jakich użytkownik oczekuje w danym momencie”.
Jak już jesteśmy przy prawodawstwie unijnym, okazuje się, że pod koniec marca ogłoszono, że temat EU-US Privacy Shield 2.0 wraca na stół. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, śpieszę wyjaśnić że jest to bardzo ważne prawodawstwo, które regulować ma przesył danych między USA, a Unią Europejską. Jego wersja 1.0 przestała działać jeszcze w 2020, co powoduje, że transatlantycki przesył danych osobowych np. na potrzeby Mailchimpa czy Google Analytics jest… nielegalny. Początkiem roku zaczęły to potwierdzać wyroki europejskich sądów (o czym mieliście okazję czytać w naszych przeglądach), ale stanowisko UE mocno zelżało wraz z wybuchem wojny na Ukrainie i wygląda na to, że wszystkim zależy teraz na znacznie szybszym porozumieniu i to raczej takim w którym Stany dyktować będą warunki. Interesującą analizę tematu przygotowało Simple Analytics, ale sugeruje patrzeć na nią z lekkim filtrem – jest to w konkurent Google Analytics, więc “edukacja” i punktowanie problemów z transferem danych za granice UE jest w jego żywotnym interesie.
Żeby zakończyć pozytywną nutą – po długiej walce, Unii udało się wymusić na Google (rękami francuskiego regulatora i dzięki 170 milionach dolarów grzywny) respektowanie praw dotyczących tak zwanego Cookie Consent. Od teraz zrezygnowanie ze śledzenia będzie dokładnie tak samo wygodne jak zgoda na takowe. Nie sądze, żeby Waszej stronie mogła grozić taka kara jak Google, ale jeśli jesteście ciekawi jakie wymagania ma UE wobec obsługi ciasteczek, polecam publikacje Smashing Magazine na ten temat z zeszłego roku (ale z tego co wiem, ciągle aktualną).
No cóż, to tyle ode mnie! Życzę wszystkim udanej Majówki i smacznego Grilla 😅